Sława!

Wotczina Rarog ma zaszczyt zaprosić Was na trzecią edycję gry terenowej osadzonej w realiach wczesnego średniowiecza – „Słowianie nad Sztołą”, która odbędzie się w dniach 7-9 maja br.

Miejsce:

Impreza odbędzie się koło miejscowości Jaworzno-Szczakowa nad rzeką Przemsza, w gminie Sławków (są to tereny obecnie zalesionej starej piaskowni). Miejsce jest naprawdę urocze, znajduje się ono w środku lasu po dwóch stronach płynącej tamtędy rzeczki. Jest odcięte od komunikacji. Ludzie pojawiają się tam sporadycznie, najczęściej jako grzybiarze. (w tym roku nie będzie, mam nadzieje quadowców ;P)

Dojazd:

Jadąc pociągiem należy wysiąść na stacji Jaworzno-Szczakowa. Tam o ustalonych godzinach będzie czekał transport. Punkt meldunkowy znajduje się pod adresem: ul. Zarzeczna 2. Jest to dom, z którego będziemy transportować ludzi na miejsce gry, można tu również bezpiecznie zostawić samochód.

Mapa dojazdu

Jaworzno Zarzeczna 2


Wyświetl większą mapę

Podstawowe informacje:

Celem gry, oprócz wspólnej zabawy jest sprawdzenie zdolności taktycznych, bojowych oraz dyplomatycznych. Część osób otrzyma specjalne role wiążące się z pewną niedostępną innym uczestnikom wiedzą, która może znacząco wpłynąć na rozwój sytuacji.

Ponieważ nasza impreza jest całkowicie niekomercyjna, obowiązkowa składka na wyżywienie wynosi 15 zł od osoby, które prosimy wpłacić na konto Miłochny (valarith@o2.pl), z zaznaczeniem w opisie od jakiej drużyny/osoby pochodzą pieniądze. Składka będzie przeznaczona na pełne wyżywienie w trakcie trwania całego LARPA. Ewentualny alkohol uczestnicy zapewniają sobie we własnym zakresie. Prosimy jednocześnie przy planowaniu tego typu zakupów, o wzięcie pod uwagę możliwości wystąpienia w każdym momencie (także w nocy) walk wynikających z charakteru imprezy.

Impreza ma charakter niekomercyjny nastawiona jest na możliwie realistyczną zabawę w klimatach wczesnego średniowiecza (bez udziału gapiów i publiczności).

Regulamin

Zasady ogólne:

Wszelkie zdobycze cywilizacyjne (worki foliowe, telefony, aparaty, plastiki, puszki itp.) wykraczające poza wczesne średniowiecze muszą pozostawać w ukryciu. Palenie papierosów jest możliwe tylko w zamkniętych namiotach.

Nie zabraniamy używania alkoholu, jednak ze względu na bezpieczeństwo proponujemy ograniczenie spożycia. Proszę pamiętać, że część walk może odbywać się również nocą. Dusze opiekuńcze mają prawo odsunąć pijaną osobę od uczestnictwa w grze, do momentu jej wytrzeźwienia. Odpowiedzialność za uczestnictwo w walkach osób pod wpływem alkoholu spada na władykę danego obozu.

Każdy z uczestników powinien posiadać własne naczynia i pojemniki/worki lniane.

Każdy z uczestników zobowiązany jest do dbania o historyczność w zakresie stroju, uzbrojenia oraz szeroko pojętego ekwipunku. Przedmioty uznawane powszechnie za niehistoryczne będą musiały zostać zdjęte i pozostawione w namiocie.

W przypadku plądrowania obozowiska przeciwnika zabrania się niszczenia dóbr, namiotów, konfiskaty dóbr nieodnawialnych (za dobra odnawialne uznaje się np. drewno na opał, elementy obronne postawione przed obozowiskiem, wodę przemysłową – rzeczną), ekwipunku i broni. Za wszelkie straty odpowiada przywódca drużyny najeźdźców.

Wszelkie pożywienie (poza namiotami) musi znajdować się w historycznych pojemnikach, dlatego zaleca się zaopatrzenie w jak największą ich ilość. Na terenie imprezy będzie się znajdował kupiec u którego będą dostępne niektóre półprodukty. Również gdy ktoś będzie potrzebował kupić coś „z miasta”, będzie to możliwe tylko przez jego pośrednictwo.

Istnieje ogólny zakaz posługiwania się aparatami i kamerami. Zdjęcia będą wykonywać osoby do tego wyznaczone.

Ogólny podział uczestników:

Uczestnicy gry zostaną podzieleni na wojów oraz kmieci.

Wojowie – osoby posiadające prawo posiadania i używania broni. Ze względu na posiadane uzbrojenie ochronne dzielą się na ciężkozbrojnych (minimum 2 warstwy ochronne) oraz lekkozbrojnych (1 warstwa ochronna). Łucznicy muszą posiadać minimum opancerzenia w postaci hełmu i przeszywki. Pacynki musza być zakończone ochronną warstwą z karimaty lub podobnego tworzywa owiniętego lnem, o średnicy MINIMUM 5cm.

Kmiecie – mieszkańcy obozowisk. Nie mają prawa używać broni ani atakować.

Zdrajcy i szpiedzy - Nie narzucamy tych ról odgórnie. Liczymy na waszą pomysłowość i kreatywność. Być może komuś nie spodoba się polityka swego wodza i zechce namieszać mu w szykach...

Walka i śmierć:

  • Strata życia zależy od ilości trafień. Wojowie o lekkim opancerzeniu (jedno opancerzenie ochronne) giną przy pierwszym trafieniu. Natomiast wojowie o ciężkim opancerzeniu ( dwie lub więcej warstw ochronnych) - przy drugim. Uwaga! Ranny ciężkozbrojny po skończonej walce może uleczyć swoje rany (może z powrotem przyjąć dwa trafienia).
  • W przypadku śmierci, „martwa osoba” ma obowiązek udać się do swojego obozu, zameldować opiekunowi obozu (organizatorowi) i złożyć swój sprzęt bojowy w depozyt. Przez godzinę nie może ona opuszczać obozu. Taka osoba będzie traktowana jako mieszkaniec wioski – kmieć.
  • Każdy zbrojny może odrodzić się cztery razy w ciągu całej gry, po wykorzystaniu limitu staje się on kmieciem.
  • Punktowane ciosy od łokci i kolan w górę. Bez ciosów na twarz i ciosów od dołu. Ciosy muszą być czyste, zamachowe i silne.
  • Trafienia łuczników punktowane są tylko w korpus.
  • Dopuszcza się broń jednoręczną i drzewcową, mieszczącą się w granicach wczesnego średniowiecza. Broń musi być tępa, bez zadziorów, w dobrym stanie technicznym. Żeleziec włóczni powinien mieć na końcu dopasowaną kulkę o średnicy 3cm, bądź ściętą końcówkę zabezpieczoną kapturem z 5mm skóry. Za walki nocne uważa się potyczki toczone między 20.00 a 5 rano. Podczas takich starć obowiązuje zakaz posługiwania się łukami i długą bronią drzewcową (toporami duńskimi, włóczniami). Osoba "zabita" podczas nocnej walki może odrodzić się dopiero rano.
  • Woj., który trafi do niewoli (zarówno obezwładniony na polu walki jak i złapany na przeszpiegach ) musi zostać rozbrojony, jego sprzęt bojowy pozostaje w depozycie.
  • Pod żadnym pozorem nie wolno używać broni przeciwnika.
  • Uśmiercony wojownik wraca do obozowiska ze ściągniętym hełmem oraz schowanym orężem. Zaleca się informowanie o swoim stanie innych uczestników gry hasłem „Idzie śmierć!”.
  • Pod groźbą usunięcia z gry nie wolno udawać uśmierconego woja.

Zasady dla niewalczących – kmieci:

  • Kmieć nie może używać broni ani atakować, broni się natomiast w granicach rozsądku, – mając na uwadze fakt iż nie może on/ona ranić ani zabić przeciwnika. Zalecaną taktyką jest ucieczka.
  • Kmieć może zostać zabity przez dotknięcie go bronią. Wtedy zostaje on w obozie przez godzinę na takich samych zasadach jak woj.
  • Osoby takie mogą brać aktywny udział w grze jako szpiedzy, zdrajcy, oszuści, grajkowie, żebracy, ciury, nosiwody i inni.

Zgłoszenia i Kontakt

Zgłoszenia powinny zawierać:

  • Listę osób wymienionych z nazwiska, imienia oraz przyjętego w drużynie miana. W przypadku uczestnictwa osób niepełnoletnich proszę również o zaznaczenie tego faktu oraz o informację, kto za nią odpowiada. Należy również zaznaczyć, czy dana osoba będzie uczestniczyła w walce.
  • Ilość namiotów.
  • Przewidywany czas przyjazdu oraz sposób dotarcia.

W celu zrozumienia i wgłębienia się w klimat imprezy zachęcam do zapoznania się z kroniką, która stanowi opis poprzedniej edycji, jak i wstęp do tegorocznej. (rozdział 3 dotyczy ostatnich zdarzeń)

Kronika:

- Kronika I
- Kronika II

Tobie, z którego polecenia dane mi było spisać dzieje Lędziców, zamieszkałych nad rzeką Sztołą, i z którego łaski zawrzeć tę historię w księgi. Tobie, Daniło Łysy, chciałem złożyć podziękowanie i z całego serca życzyć, aby Ci się wiodło. Także ja, Gorzesław prośbę przekładam koronną, wejrzyj swoim łaskawmy okiem, com tu spisał i uzupełnij swą wiedzą, gdyż z racji swojej niedokładności mogłem o niektórych wydarzeniach zapomnieć.

Rozdział I - O przybyciu Lędzian nad Sztołę i ich spotkaniu ze Ślężanami

W roku 6491 [983] dane było ruskiemu kniaziowi Włodzimirowi Wielkiemu, odznaczającemu się wielką mądrością i męstwem, pokonać polskiego księcia na Wiślicy siedzącego. Zajął on Grody Czerwieńskie i zamieszkujące je plemiona Lędzian zmusił do płacenia trybutu. Przebywając w ten czas w grodzie Czerwieńsk, dowiedziałem się od wiarygodnych świadków, że mężczyzn tamtejszych zabrała wojna, a zarazy i głód zmusiły ludność do opuszczenia rodzimych miejscowości i wyruszenia w celu poszukiwania pożywienia, na zachód. Ludność tamtejsza głęboko wierzyła, że musi to być to kara zesłana przez Bogów. Znaków gniewu doszukiwali się wśród pustoszących wszelki ich dobytek Wichurach, jak i szalejących straszliwych burzach. Żercy tamtejsi, z którymi dane było mi rozmawiać, opowiadali, że Bogi swarzą się o czczenie germańskiego Jezu Christa i ogłaszanie go jednym z ważniejszych Bogów. Ponieważ mam mówić o Lędzicach i wydarzeniach u źródeł Sztoły, Muszę zostawić sprawy Boskie innym i zająć się najważniejszym w tym momencie problemem. Przypuszczam, że lud ten wędrował wzdłuż Sanu, Wisły, i Przemszy, docierając w końcu nad wspomnianą wyżej rzekę. Są to jednak moje domysły, gdyż następne wzmianki o Lędzianach poznałem z opowieści tamtejszej ludności. Twierdzili oni, że szczep ten przybył "w trzy wiosny po tym, jak Bolesław Mieszkowic zasiadł na grodzie Kraka", co oznacza rok 6499 [991]. Osiedlili się oni nad Sztołą, rzeką która swoje źródła jak i nazwę bierze od Olkuskich sztolni. Stare prawa mówią, że nie należy stawiać domów i żadnych innych budowli od czasu Dziadów jesienią, aż po wiosenne zapłodnienie Mokoszy. By potwierdzić tę prawdę, podam znany mi przykład. Pewien człowiek, imieniem Sobiesław, zamieszkujący wieś Grotniki, postawił swoje domostwo po pierwszym jesiennym śniegu, gdyż spieszno mu był zacząć życie we własnym gospodarstwie. Nie przestrzegając obyczajów obraził swoim postępowaniem Bogów i w dwa lata później spotkała go kara. Cały jego dom spłonął wraz z dwójką dzieci. Wtedy żona wśród wyrzekań, że stało się to z jego pochopności, tak doń przemówiła: „Czyż nie mówiłam ci przedtem, byś tego nie czynił? Oto Bogowie gniew swój nam okazali i żądają od ciebie surowo, byś tak więcej nie postępował”. Lecz ponieważ każdy człowiek bardziej skłony jest ze swej natury do pochopności niż do wytrwania, przeto lud Lędziców, mimo przestróg starców, założył i zbudował swe domostwa w szczodre wieczory. I jak w powyższym przykładzie spotkać ich miała kara. Pierwszym znakiem, jaki Lędzianie otrzymali, była rzucona przez kogoś, w środku nocnej ciszy, klątwa. Wzmocniona okrzykiem brzmiała ona tak: "Odejdźcie stąd, nie macie tu czego szukać!" Słowa te noc całą napawały ich lękiem. Następnego dnia z rana, do ich obozu przybył pewien człowiek i tak doń przemówił: "Jam jest Miechosław, poseł tutejszego władyki, pana na tej ziemi. A zwie się on Oleg i nakazuje wam wynieść się stąd czym prędzej, gdyż w jego lasach ostaliście". Lędzianie od psów zwyzywali posła i jego pana, i mimo starań ich wodza, Ziemowita, nie udało się rozwścieczonej grupy powstrzymać przed obrzuceniem przybysza zgniłymi szczątkami roślin i odchodami. Oleg, władyka ślężański bynajmniej nie uważał, by miał coś wspólnego ze szczekaniem, a tym bardziej jego krewniacy, dlatego wielkim gniewem się uniósł i zbrojnie Lędziców zamierzył przywitać. Jak postanowił, tak zrobił. Poszedł do nich samoczwart i na powitanie obił im pyski, następnie zrabował strawę i nawet najmłodszego z grupy – Dalmira, do niewoli pojmał.

Ziemowit takiej obrazy i naruszenia obyczajów znieść nie mógł. Pochwycił włócznię, wojom swoim przyodziać się kazał i na Ślężan Się wyprawił. Cóż tu, drogi czytelniku dużo pisać o przebiegu bitew - tym razem Bogi Ślężanom sprzyjały, zwycięstwo im przynosząc. Zaistniałą sytuację wykorzystał chciwy wołchow, Jezu Christa - Mnichem Jaromirem zwany. Przybył on z dalekiej Pragi, by tu, na ziemiach naszych ojców, swojego Boga imię głosić. Szeptał on co i rusz wodzowi Lędzian, by nowemu Bogu bez imienia ofiary z krwi i ciała składać zaczął, a w obozie postawiał krzyż. Po przegranej bitwie Ziemowit propozycję tę rozważać począł i sprawdzić postanowił, czy mnich prawdę rzece, czy ten Bóg Niemców rzeczywiście jest taki potężny. Tak oto orzekł: "Jeśli teraz Ślężan pobiję, to te twoje krzty przyjmę i ofiary pod krzyżem składać swoim ludziom nakażę, lecz jeśli nie, to cię na pal nasadzić nakażę". I po raz drugi na Olega poszedł, lecz historia powtórzyła się znowu. Wtedy Lędzianie i Ziemowit błąd swój zrozumieli, ich słaba wiara wszystkie nieszczęścia im na głowy ściągała. Dlatego też nowo postawiony przez mnicha krzyż wywrócili i szczodrą obiatę Bogom oddali. Następnie, nie myśląc długo, Ziemowit po raz trzeci na Ślężan się wyprawiał, tym razem jednak wojów Olegowych rozbijając i do rozmów władykę ich przekonując.

Obaj władcy tegoż jeszcze samego dnia się spotkali i w pojedynku, w którym znów Bogi Ziemkowi sprzyjały, rozstrzygnęli, że Lędzice na południowo-wschodnim brzegu Sztoły zostaną i swoje rodziny do siebie przyprowadzić będą mogli. Wielka radość ogarnęła tę grupę, znaleźli tedy żyzną ziemię, na której w spokoju i dostatku mieszkać mogli, oznaczało to kres ich wieloletniej tułaczki. Toteż wyrzucili z rąk miecze i tarcze, pochwycili kopaczki oraz radła i orać ziemię zaczęli.

Rozdział II - O Wiedunkach, straszliwej burzy i Bolesławie Mieszkowicu

Na tym się jednak ta historia nie kończy, a by ją dokładnie opowiedzieć, i nie przeoczyć niczego, wspomnę, że w ciemnej głuszy, w chacie na kurzej stopce mieszkały trzy stare wiedunki. Kobiety te, jeśli w ogóle można je tak określić, były bardzo wścibskie i parszywe, jednak także bardzo mądre. Przez setki lat swego życia wielką wiedzę posiadły i dużą część świata poznały. Pewnego dnia opowiedziały one legendę, która tak brzmiała:

Za górą, za lasem, za rzeką szeroką
Żył zarptic potężny, bystry jak sokół
Silny jak jastrząb i dumny jak orzeł
Chował w swym gnieździe tajemnice boże
Ten, kto je odszuka, i z magicznych jajec napar uwarzy,
temu się śmierć rychło nie przydarzy!

Mało kto uwierzył w tę legendę, gdyż jak wszyscy wiedzą, żarptice wymarły wiele, wiele lat temu i tylko przy wyjątkowych okazjach, takich jak przesilenia czy równonoce, można teraz takiego ujrzeć. jak leci w stronę zachodzącego słońca. Jednak jak to zwykle bywa, nie każdy błyskotliwością i rozumem się wykazuje, dlatego i tu znalazło się dwóch głupców - Sieciech i Gosław się zwali, którzy owych jajek poszli szukać. Historia ta niewarta by była wspomnienia, gdyby nie to, że takowe znaleźli. Wieści o tym szybko się rozniosły i zanim zdążyli powrócić do obozu, Ślężanie ich złapali. Sieciech został pobity, natomiast Gosław do niewoli wzięty. Kiedy mianowicie myśli Ślężan w stronę zdobytych przedmiotów ulatywały, Ziemowit wysłał doń poselstwo, by zaprosić Olega na biesiadę. Powiem, że Lędzianie byli zdziwieni, gdy zobaczyli jednego ze swoich przywiązanego do drzewa pośrodku wsi Ślężan. Jednak nie podjęli oni żadnych działań, gdyż Oleg szybko zakładnika wypuścił i zaproszenie na biesiadę przyjął.

Tegoż dnia wieczorem Oleg ze swoją świtą przybył w gościnę do Lędziców, gdzie strawą i posiłkiem uraczeni zostali. Przy tym wsłuchiwali się w smętne opowieści o lesach i biesach klecone przez wędrownego Dziada. Nie minęło dużo czasu, kiedy nagle, jak z nahajki strzelił, rozpętała Się straszliwa nawałnica. Perun ciskał piorunami we wszystkie strony, chmurniki lały wodę jakby z wiader, a dmuchawce robiły taką zawieję, że podobno jeden chłop ze wsi Grotniki znalazł po trzech dniach swoją krowę, wiszącą na drzewie, z czterysta metrów od swojej obory. Jednak nie o krowach, a o Lędzinach mam pisać, toteż wrócę do tematu. Oleg tedy wrócił do swojej wsi, a Lędzice ledwo przetrzymali przeraźliwą noc.

Kiedy następnego dnia po burzy Lędzianie obaczyli zniszczenia wyrządzone przez deszcz i wiatr, zrozumieli, że byle burza to nie była, a należy ją rozumieć jako znak od Bogów. Zdało im się tedy, że to ostrzeżenie, by nie ufać Ślężanom, gdyż na pewno chcą ich oszukać, a skradzenie jaj,oraz pojmanie Gosława było tego bardzo wymownym dowodem. Dlatego też z rana Lędzice na Ślężan się wyprawili. Jakież było ich zdziwienie, gdy okazało się, że żadnych wojów ślężańskich we wsi nie było. Jak się później dowiedziałem, podobno tej nocy żerca ichniejszy, Daniło dostał od Bogów znaki, zresztą te same, co oczytali Lędzianie, że zesłali nawałnicę, ponieważ Oleg zezwolił Lędzianom na osiedlenie się na ich świętej ziemi, która od zawsze Bogom przeznaczona była. W tym wypadku Oleg przygotował się z całą gorliwością do wyprawy i na południowo-wschodni brzeg Sztoły wyruszył. Zbiegło się to w czasie z wyprawą Ziemowita na Ślężan. Jakimś sposobem po drodze się rozminęli i nawzajem domostwa i pola przeciwników doszczętnie złupili. I znów nastąpiły długie i krwawe walki. Ostatecznie Ślężanie wsparci wywarem sporządzonym przez wiedźmy z jaj żarptica, pokonali Lędzian niszcząc ich zasiewy, paląc chaty i wszystko inne tratując.

Lędzianie, widząc, że nic miłego już tu ich nie spotka, zabrali co im pozostało i dalej w drogę ruszyć zamierzyli. Wielki smutek ich duszę ogarnął, gdyż nie było już miejsca w które pójść by mogli. Ze wschodu właśnie odeszli, ponieważ głód i zaraza tam panowały. Na zachodzie ponoć Niemcy silnie granic swoich strzegli, nie wspominając już o południu, gdzie za Karpatami Węgrowie się osiedlili, lud który ponoć ludzką krew pijał i serca pożerał. Tedy widząc smutek na ich twarzach, Olegowi żal się zrobiło i dobroć swego serca okazał oraz troską Pełną szczodrobliwości Lędzian otoczył. Pozwolił im na tej ziemi zostać, jednak co trzecią pełnię trybut w postaci zboża i innych wartościowych przedmiotów płacić mu będą. Skazał on także Ziemowita, nakazując mu opuścić tę ziemię pod karą śmierci, a Gosławowi, by go wyleczyć z głupoty, postanowiono jedno oko wykoleć. Zabieg jednak się nie udał i na drugie słabować zaczął. I nastała jesień, a po niej zima roku 6500 [992]. Lędzianie pierwszy trybut zapłacili - po plonach to kłopotem nie było, jednak kiedy nastała zima, Ślężanie po raz drugi przyszli swą należność odebrać, wśród Lędziców pojawiły się głosy sprzeciwu. Szybko jednak przez starszyznę uciszone, toteż wtóry trybut zapłacony został. I minęły kolejne tygodnie nowej wiosny i czas kolejnej zapłaty szybko zbliżać się zaczął, przypadający tym razem na przednówek. Lędzianie tedy naradzać się zaczęli, by daninę przestać płacić i spokojnie zacząć żyć na swojej ziemi. Zamierzyli na Ślężan się wyprawić, jednak siłą mniejszą dysponując, różnych sposobów szukać poczęli. A jak to czasem się zdarza, akurat najbardziej potrzebującym okazja się przytrafia.

Zasiadający w grodzie Kraka Bolesław, postanowił w 6501 [993] odbyć urzędowy objazd po Wiślicy. Dowiedział się on o walkach toczonych nad Sztołą. Z racji uznania się za zwierzchnika tych ludów, jak i z mocy prawa przez się ustanowionego, postanowił zaingerować w tę sprawę. Posła swego Miłomira do przywódców plemion wysłał, by przekazał im warunki potężnego Bolesława. Kazał on im hołd sobie złożyć i służby ofiarować, a zarazem nową wiarę przyjąć, gdyż był zwolennikiem religii Jezu Chrysta. Ślężanie jednak kijami posła odesłali.

Ponieważ Bolesław odziedziczył po swoim ojcu, Mieszku, wszystkie jego przymioty, nie odpuścił sobie sprawy Lędzian. Będąc tak samo ambitnym jak i cierpliwym w swoich dążeniach, ale odzwierciedlając także ojca we wpadaniu w gniew - jeżeli ktoś dopuścił się zdrady przeciwko niemu. Dlatego gdy usłyszał że Ślężanie obili kijami Miłomira, w przypływie złości wysłał nad Sztołę swoich dziesiętników, by tę sprawę mieczem rozwiązali.

Co się jednak Lędzian tyczy, i łaski im zesłanej. Postanowili oni porozumieć się z wojami Bolesława twierdząc, że lepszy silny władca daleko, niż zwierzchność bliskiego sąsiada, który w wypadku zagrożenia na pewno nie wspomoże, a i jeszcze wykorzysta do swoich celów. Z racji tej wódz Lędzian postanowił zawrzeć przymierze z ludźmi Bolesława. Postanowili też je przypieczętować ślubem - zgodnie ze starym słowiańskim zwyczajem [...]

Rozdział III – o tym jak wiara jednoczy, o przybyszach z północy i o gniewie Bogów i jego skutkach.

I mijała wiosna roku 993 według rachuby Cesarstwa Rzymskiego, którego ster dzierżył w tym czasie Otton III. Pola ogrzewane ciepłymi promieniami Swaroga obrodziły obfity plon, napawając serca Sztolan radością, zważywszy, że znaczną część wszelkiego dobra wydanego na świat przez Mokosz, otrzymać mieli od podległych im Lędziców

Jednak jak to wspomniałem wcześniej, starszyzna plemienna tej grupy nie zamierzała wcale wywiązywać się z zawartej umowy i zamiast przygotowywać daninę, poczęli czynić przygotowania do obrządku zaślubin, – mającego być zwieńczeniem umowy zawartej z przybyłymi ze starego grogu Kraka wojami. Zwróćcie jednak uwagę, że często tak bywa, że działaniami ludzkimi nie kieruje rozsądek ,ale nagłe uczucie wypływające z głębi serca. Tak zdażyło się i tym razem.

W dniu, kiedy miało dojść do zawarcia wspomnianego porozumienia, w osadzie Lędziców zagościł władyka Sztolan, – Mirosław. Zaproponował on im przyjaźń i zapomnienie starych waśni, a i także zniesienie narzuconych zobowiązań, w zamian za sojusz wycelowany przeciw wojom Bolesławowskim. Nie wiem, czy Zadara, władcę szczepu Lędzian poruszyła piękna mowa Mirosława, czy strach przed Gniewem Bogów, pewnym jest natomiast, że przyjął propozycję, co rozpoczęło okres Długich i ciężkich, aczkolwiek wyrównanych wojen z Chrześcijanami.

Zapewne każdy z Was, czytających tę opowieść, słyszał o Normanach, zamieszkujących odległe krainy na oceanie Bałtów, nazywane Skanią, którzy bez wytchnienia, odkąd Awarowie opuścili niziny nadkarpackie, poczęli nękać wszystkie ludy w znanym nam świecie. Przyczyną tej rzeczy, jak się wydaje, jest zimny klimat i nieurodzajna ziemia, na jakiej przychodzi im dorastać. Klimat ten wykuł ich ciała twardymi, a brak słońca niezbyt wysokimi. Noszą ci Normanowie długie brody i włosy, które uważają za rzecz dodającą im dostojeństwa i wzbudzającą strach. Z tej racji, że ich ciała są zdolne tylko do przemocy i aktu, zapuszczają się w dalekie wyprawy, by grabić wszelkie bogactwo, które jest ich źródłem utrzymania, chociaż z własnego doświadczenia wiem, że część z nich trudzi się handlem wszelkimi przedmiotami, które napawają każdą duszę i każde oko radością. Wczesną jesienią tego roku część z tych Normanów zabrnęła nad Przemszę, a gdy dowiedzieli się o toczonych tak bojach, zwietrzyli zysk i zaczęli się najmować jako wojownicy, to u Sztolan, to u Chrześcijan, a jedyną kierującą ich działaniem zasadą było, kto więcej zapłaci. Z tych powodów dopuszczali się zdrad, morderstw, rabunków, hańbienia dziewek, niszczenia miejsc przeznaczonych Bogom i wielu innych zbrodni, których dokonali, a których tu nie opiszę, ponieważ ani mi nie przystoi o tym pisać, jak i Tobie, drogi Czytelniku, o tym wiedzieć. Aby prawdzie stało się zadość, wspomnę jednak o skrytobójczym morderstwie na Zadarze, dokonanym zapewne przez Chrześcijan, jaki i o wygnaniu przez Mirosława Sztolańskiego młodzieńców z jego własnego sioła. Napiszę o atakach na wędrujących tym szlakiem handlarzy i o próbach szantażowania wiedenek. Podkreślam te wydarzenia nie po to, by pohańbić lub wychwalić czyjąś pamięć, ale byś zrozumiał jak głęboko zagnieździła się nienawiść między braćmi z jednego dawnego ludu Wenedów, dzisiaj rozbitego i podzielonego na różne szczepy i plemiona kłócące się i swarzące między sobą, zamiast wspierać się by każdy mógł żyć w dostatku i pokoju. Podziały te i kłótnie doprowadziły do wielu nieszczęść, dlaczego tak się dzieje? – Nie wiem i pozostawię tę sprawę niezbadanym wyrokom Bożym, ciągnąc dalej swą opowieść.

Walki nad Sztołą przeciągały się w nieskończoność a krew i popiół zaczęły w nieuchronny sposób dawać znak przyszłości. Wydawało się, że sytuacja się już wyjaśnia, kiedy pewnej nocy drużynnicy Bolesławowi wykradli posąg Bóstwa sztolanskiego, który czczony był w tych lasach od niepamiętnych czasów. Takie posunięcie ściągnęła na te ziemnie gniew, którego wszyscy najbardziej się obawiali. Sztolnie próbowali przebłagać Bogów ofiarami, jednak było już za późno na modlitwy.

Wierz mi lub nie, Czytelniku, ale w lasach miał pojawić się stwórz zabijający i rozszarpujący wszystko, co jak to określili tamtejsi ludzie - pachnie człowiekiem. Określono go Leszym, a opisywano jako pół - człowieka, pół – zwierzę, ale jego ciała nikt nigdy osobiście nie widział, a każdy znany mi opis jest zgoła inny. Dlatego, by nie popaść w kłamliwe fantazje, pominę milczeniem, nie mogłem bowiem dowiedzieć się niczego pewnego na podstawie wnikliwej pamięci starszych ludzi, ani też nie znalazłem niczego w dawnych pismach. Ważnym jest, że strach zagościł w sercach mieszkańców obu brzegów Sztoły, a był on tak ogromny, że nie zważając na wcześniejsze antagonizmy, Chrześcijanie, Lędzice i Sztolnie sprzymierzyli się ze sobą i prowadzeni przez żercę i chrześcijańskiego duchownego ze znakiem krzyża w dłoni, znaleźli serce stwora i drewnianym kołkiem je przebili. Następnie wiedunki uczyniły rytuały oczyszczające, a na końcu serce spalono.

Takie rozwiązanie trapiącego te ludy problemu, na pewno nie spodobało się Bogom, a wcześniejsze zniszczenie żalnika przez Chrześcijan, jak i zamordowanie wiedunek przez Alfa Starsoona, musiało obrazić przodków. Jaka kara ich dotknęła za te zbrodnie? – Okaże się z dalszego opowiadania.

Po tych wydarzeniach, wodzowie plemion zawarli umowę, by stoczyć walną bitwę rozsądzającą ostatecznie tę długą kłótnię. Ustalono, że jeśli dane będzie zwyciężyć wojom Mirka, to drużynnicy Bolesława odejdą, w przeciwnym wypadku - jeżeli Chrześcijanie odniosą chwałę w bitwie, to ziemie te staną się domeną Bolesława Mieszkowica. Wyraźnie widać, że w pertraktacjach nie uczestniczyli Lędzice, którzy znacznie osłabieni pod wodzą Witosława, nie stanowili siły, z którą by się którykolwiek ze wspominanych wodzów liczył. Jak się później okazało, to właśnie Lędzianie wykonali decydujący ruch, który wpłynął na dalsze koleje losu. Walkę stoczoną późną jesienią nad ujściem Sztoły do Przemszy zwyciężyli Chrześcijanie i wojowie tutejsi zostali zmuszeni do przyjęcie ich woli.

Zima roku 994 była dla nich ciężka. Spędzili ją lecząc rany, żywiąc się ostatnimi resztkami pożywienia, przy czym cały czas wyczekując, jaka będzie wola księcia Bolesława, którego posłowie mieli przybyć na wiosnę tego roku.

Kontakt:

Prosimy o w miarę możliwości szybką odpowiedź
W wypadku jakichkolwiek niejasności, wszelkie pytania proszę kierować:

Konrad "Gosław" Lewek, guciszon@op.pl 600952636

Jędrzej "Jaromir" Dyga, jedrzejd@gmail.pl 696464196

Kontakt: Konrad „Gosław” Lewek,600952636, e-mail: guciszon@op.pl

www.rarog.fsi.pl